piątek, 28 sierpnia 2015

Wspomnienia i marzenia (nie)biegaczki

Biegłam na kilka różnych sposobów. Na czas. Na dystans. Dla siebie (choć ten sposób, niestety, najmniej wykorzystywany). W okresie świetności mojego biegania ustanowiłam swoje rekordy na 5 km i 10 km. Gdybym chciała teraz pobiec tempem rekordowej piątki, po połowie dystansu padłabym na pysk. O dyszce - nie wspomnę. W najbliższych dniach, może tygodniach powinnam zapomnieć o dystansie, w którym czułam się dobrze. Każda przebiegnięta dyszka wywoływała u mnie uśmiech od ucha do ucha, a teraz wywołałaby u mnie tylko grymas bólu i walki samej z sobą.


Dlaczego? Po prostu na początku tego roku zaprzestałam treningów biegowych. Były one rzadsze, mniej intensywne i mniej satysfakcjonowały. Dlaczego tak się stało? Dążenie do najlepszych czasów, czy pokonywania coraz to dłuższych dystansów. I tak dotarłam do miejsca, gdzie motywacja spadała, bo oczekiwałam zbyt wiele. Zbyt wiele od siebie, a przecież nie jestem robotem, który codziennie może być ulepszany. Jednak każdy bieg miał być idealny, a najlepiej coraz lepszy, z nowymi rekordami. I to doprowadziło mnie właśnie do przerwy, bo bieganie najzwyczajniej w świecie nie sprawiało mi już frajdy, a sprawiało niejednokrotnie ból i uczucie zawodzenia. Zawodzenia samej siebie. Zrezygnowałam. Jednak od czasu do czasu zdarzało się, że wybrałam się na trening biegowy. Wtedy już tylko 5 km, bo dyszka była coraz bardziej nieosiągalna. 

I tak jestem tu i teraz. Bieganie ponownie sprawia mi radość. Tym razem nie biegam na czas, nie biegam na dystans. Biegam tyle, ile akurat chcę oraz tam, gdzie mnie oczy poniosą i to jest fajne. Biegam też bez muzyki, bo.. fajnie posłuchać miasto tętniące życiem. Powoli, małymi krokami wracam do biegania. Dystans? Różny. 3, 5, 6 km. Wszystko zależy od dnia. Od tego, na ile mnie dzisiejszego dnia stać. 3 km to za dużo? Nogi odmawiają mi posłuszeństwa? No problem, przejdźmy do marszobiegu i dawaj dalej. 

Ostatnio odkryłam slow jogging. W zasadzie, nie do końca biegam tą metodą, bo jest szybsza niż spacer, ale dla mnie nadal slow. Moje tempo w tym biegu wynosi mniej więcej 7:30 - 7:45 min/km. Biegam z moim D.,a przy tym rozmawiając sobie na różne tematy. I takie bieganie mnie uszczęśliwia. Co z tego, że przebiegnięcie 5 km jest dłuższe niż wcześniej? Dłuższe, ale równie przyjemne. Może kiedy powrócę do pełni sił biegowych, wrócę do normalnego biegania. Może.

Moim marzeniem są zawody na 10 km. Odbywają się co roku w Gdyni, w listopadzie. Chciałabym w tym roku wystartować, ale już w normalnym swoim tempie, a nie w tempie slow. Zobaczymy, jak się potoczą moje losy. Jeśli nie wystartuję - nic straconego, ale marzenia należy spełniać, więc jeśli już teraz z moim bieganiem jest coraz lepiej, to kto wie? Może w tym roku stanę na starcie Biegu Niepodległości.
Jednak nic na siłę. Nie obiecuję sobie niczego, bo nie wiadomo jak potoczy się moje życie za kilka miesięcy. Potem może być tylko głęboki żal, a tego bym nie chciała.

Zdeterminowana Ana.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Zdjęcia tygodnia

Troszkę czasu mnie tu nie było, a wszystko dlatego, że dosłownie dni przesiąkają mi przez palce. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Już dobiega koniec sierpnia, za pasem wrzesień. 
Koniec wakacji dla uczniów zbliża się nieubłagalnie. Co prawda, jestem jeszcze studentem, więc wrzesień jest dla mnie miesiącem wolnym od nauki, ale... czekam na odzew ws. pracy. Sceptycznie jestem nastawiona na odpowiedź, bo lepiej się cieszyć, niż potem ciągle myśleć, dlaczego nie oddzwaniają. No cóż. Jeśli nie teraz, to w przyszłości wreszcie ktoś zaprosi mnie na okres próbny. ;)

Co się u mnie działo? Niby niewiele, ale jednak czasu nie miałam.
Otrzymałam telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną, więc zapakowałam się i ruszyłam w podróż do Trójmiasta. Tam przy okazji zostałam na kilka dni, żeby pochodzić i pooglądać Gdańsk jako turysta. Mimo, że mieszkam w Gdańsku już dwa lata, nigdy nie byłam w Parku Oliwskim. Bardzo piękny park, urządzony naprawdę w niesamowity sposób. Kilka zdjęć poniżej, niestety niezbyt dobrej jakości.

Kaczuszki ♥ Gdybym wiedziała, że tu będą, przyniosłabym ze sobą chleb! :)

Bardzo podobają mi się takie alejki. Idealne do zdjęć. Następnym razem zabiorę ze sobą swoją lustrzankę, więc zdjęcia będą o niebo lepszej jakości. :)


Drzewa po bokach wyglądają jak wysoki żywopłot. ;)

I fontanny nie mogło zabraknąć. Bardzo fajnie to wyglądało. :)


Poza kilkoma dniami w Gdańsku, odwiedziłam również moją rodzinę.. a tam poznałam nowego towarzysza domu.
Mały Puszek. Puszek Okruszek. :)

Po brzuszku też uwielbia! :)
Uwielbiam takie małe stworzonka. Mogłabym je wszystkie przygarnąć i spać w jednym łóżku. Koty, psy - wezmę wszystko! :)

Nieodłączną częścią mojego planu dnia są również ćwiczenia. Zaczynam znowu biegać (o tym być może kolejny post), ćwiczę w domu, w ogrodzie, rozciągam się do szpagatu, jeżdżę na rowerze. Staram się, aby aktywność była ze mną choć na chwilę każdego dnia, ponieważ szczerze mówiąc: moje samopoczucie jest wtedy o wiele lepsze, niż przed aktywnością.

Po ćwiczeniach zmęczona, ale zadowolona! :D

Haha, wybaczcie za to zdjęcie. :D Mały bicek jest. :D

Po ćwiczeniach w ogrodzie. Padnięta. :)

To na tyle. Pozdrawiam, Zdeterminowana. :)

środa, 19 sierpnia 2015

W poszukiwaniu życiowego celu

Z pewnością u każdego z nas nastąpił taki okres w życiu, w którym na chwilę się zatrzymujemy w codziennym biegu i snujemy refleksje na temat naszego życia. Wtedy w głowie kłębią się pytania: "dlaczego przyszłam/przyszedłem na ten świat? w jakim celu?", "co mam do zrobienia na tym świecie?", "kim będę w przyszłości?".
Odpowiedź na te pytania wcale nie są proste, odpowiedź nie przychodzi sama, to my musimy jej poszukiwać w niezliczonych hipotezach "co by było gdyby...".

Dziś tak nietypowo, filozoficznie. Dlaczego? Ponieważ sama czasem zastanawiam się nad sensem mojego istnienia. Zastanawiam się nad tym, co mogę zrobić dla społeczeństwa, co mogę zrobić dla siebie samej.

youtube.com

Poszukiwanie życiowego celu nie należy do łatwych czynności. Ciągle balansujemy między jednym wyjściem a drugim. Niestety życia nie da się do końca kontrolować, jak w grze z serii The Sims, gdzie każdy krok planujesz simom z góry i wiesz, co chcesz za pomocą ich osoby osiągnąć. Kto wie, może ktoś pociąga i za nasze sznurki.

A czy jest coś, do czego każdy dąży w swoim życiu? Myślę, że tak. I śmiało mogę powiedzieć, że każdy człowiek dąży w jakiś sposób do tego stanu.

W poszukiwaniu szczęścia...
Przemierzamy cały świat,
Przemierzamy wszechświat,
Dobijamy do bram i tam oczekujemy wejścia.
Cały ten świat jest u stóp nam,
Cały świat jest u stóp, bracie, siostro ma.
 
Szczęście. Jest emocją, która spowodowana jest doświadczeniami ocenianymi przez społeczeństwo jako pozytywne. Czasami prawdziwe szczęście nie jest usłane różami, a początkowo może prowadzić przez problemy i trudności. Czasem, by być szczęśliwym trzeba przebyć bardzo trudną drogę. Dlaczego? Ponieważ nic nie przychodzi łatwo. Często stawiamy sobie cele, które sprawią, że będziemy szczęśliwi. Bez takich celów nie każdy może być zadowolony i usatysfakcjonowany. 

Jednak nie do końca można powiedzieć, że szczęście przychodzi trudno. Dlaczego nie potrafimy się cieszyć z małych rzeczy? Dlaczego to jest takie trudne?
Nie doceniamy wielu spraw, a może zwyczajnie ich nie widzimy.. Szczęście będzie wtedy, gdy stanie się coś spektakularnego, coś, co każdy zauważy i nie przejdzie obok tego obojętnie. Coś, na co pracowaliśmy latami. Tylko dlaczego szczęście musi być widoczne dla każdego? Czy nie zależy nam na tym, abyśmy to my dostrzegali szczęście wokół nas, w małych, pozornie nic nieznaczących gestach czy słowach? 

Co może zrobić człowiek, który nie jest szczęśliwy? Czy ma w sobie tyle siły i odwagi, aby zrobić coś spektakularnego? Wiele czynności przychodzi mu z wielką trudnością. Nie dostrzeganie piękna i szczęścia wokół nas to już czysty egoizm. Taka osoba myśli tylko o swoim nieszczęściu, o tym, że jest poszkodowana przez los, że nikogo nie obchodzi. A czy egoista zadaje sobie pytanie czy ktoś jego obchodzi?

Dziś wiem, że każda chwila spędzona z najbliższymi jest moją definicją szczęścia. Każdy spacer z czworonogiem sprawia, że jestem szczęśliwa. Każde spotkanie z Ukochanym to szczęście.
Móc powiedzieć: "jestem szczęśliwa!" to jest wielki dar. Jeden z życiowych celów, który plasuje się na wysokiej pozycji. 

Czy potrzeba coś więcej od szczęścia? Z pewnością tak, ale to szczęście może pomóc nam w realizacji kolejnych punktów naszych życiowych celów.

Kilka moich definicji szczęścia:
Mój Maniuś. Kiedy tak na mnie patrzy to wiem, że jestem szczęściarą! Wielką szczęściarą, że wybrał mnie! :)

Tak, dokładnie. Owoce też sprawiają, że można poczuć się szczęśliwym. :)

Dla zachodów słońca warto żyć. Czy nie jest cudownie móc patrzeć na zachodzące słońce?
Bieganie po ogrodzie na bosych stopach. Czego chcieć więcej?
Pozdrawiam, Zdeterminowana. :)

sobota, 15 sierpnia 2015

Berlin w obiektywie

Nie było mnie tu od zeszłego tygodnia, ponieważ sporo się u mnie działo. ;)

Wyruszyłam na zwiedzanie Berlina i wiecie co? Stolica Niemiec ma w sobie to coś. 

W Berlinie zaczęłam zwiedzanie od Wieży Anioła, a właściwie nazywa się Kolumną Zwycięstwa (Siegessäule). Wewnątrz kolumny znajduje się 285 schodów (liczyłam nawet! :D), które prowadzą na taras widokowy na wysokości niespełna 51 metrów. :)
Z wieży rozciąga się wspaniały widok na stolicę Niemiec.




Kolejny cel naszego zwiedzania to kopuła Bundestagu, a w zasadzie Gmachu Parlamentu, czyli potocznie Reichstag. Piękny i okazały budynek ze szklaną kopułą prezentuje się wspaniale. Kopułę Reichstagu odwiedza codziennie spora liczba turystów, bo ok 7 tysięcy. Zwiedzanie tej atrakcji jest bezpłatne, a w dodatku otrzymujemy audioprzewodnika, który opowiada nam o budynkach i budowlach widocznych z kopuły, jak i o samej kopule.







Oczywiście na liście naszych miejsc do zobaczenia nie zabrakło Bramy Brandenburskiej, która jest jednym z charakterystycznych punktów miasta. Jest ona również symbolem pokoju i wolności. Ma 26 metrów wysokości, a zwieńczenie bramy to pięciometrowa miedziana rzeźba, przedstawiająca uskrzydloną boginię zwycięstwa Wiktorię.


Następny punkt zwiedzania to AquaDom. Wielkie akwarium z wodą morską i z wieloma gatunkami stworzeń morskich. Uwierzcie mi, było na co popatrzeć. Płaszczki, koniki morskie i ośmiornice to zazwyczaj gatunki, które widziałam jedynie w telewizji, a tam można je było zobaczyć na własne oczy!
Na koniec zwiedzania przechodzi się do windy, gdzie można zaobserwować piękne i kolorowe rybki.





Punktem obowiązkowym jest również Wieża Telewizyjna (Fernsehturn). Wieża łącznie z anteną ma 368 metrów wysokości, jednak platforma widokowa znajduje się na wysokości 203 metrów. Na wieżę wjeżdża się windą, która pędzi 6m/s, a więc na platformie widokowej jesteśmy w oka mgnieniu. :)
Nad platformą widokową znajduje się restauracja z obrotowym pierścieniem, dzięki któremu można podziwiać panoramę Berlina bez wstawania od stolika. :)

wikipedia.pl
No i wreszcie coś, co mnie chyba najbardziej zachwyciło. Główny Dworzec Kolejowy w Berlinie. Wygląda w zasadzie jak galeria handlowa i muszę przyznać, że odbiega wyglądem od naszych polskich dworców PKP. Kilka kondygnacji, a na nich mieści się mnóstwo sklepów. Perony na samej górze i na damym dole. Jak dla mnie - coś Pięknego!
Komunikacja miejska działa tu na najwyższych obrotach. Połączenia zarówno kolejowe, jak i autobusowe są rewelacyjne. Z dalszych dzielnic Berlina można się dostać bez problemów do jego serca.






Śmiało mogę polecić stolicę Niemiec na kilkudniowe zwiedzanie. Każdy znajdzie tam coś dla siebie i z pewnością każdy wyjedzie zadowolony z tego miasta. :)

Pozdrawiam, Zdeterminowana.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Zapraszam na wycieczkę po Rodos

Grecja urzekła mnie nie tylko niesamowitymi widokami, ale również atmosferą. Mimo panującego tam kryzysu, turyści praktycznie nie odczuwali braku czegokolwiek. Wakacje były przecudowne i muszę Wam przyznać, że wyspa Rodos może być moim drugim domem. ♥

Rodos jest wyspą znajdującą się na Morzu Egejskim. Położona jest na granicy Europy i Azji. Wyspa ma długość 80 km, a w szerokość w najszerszym miejscu wynosi 40 km. Z miasta Rodos, na północy wyspy, jest zaledwie 20 km do wybrzeża Turcji. 

Grecy są niezwykle sympatycznymi osobami. Kelnerzy w grzeczny sposób zapraszają do restauracji i co ważne, wszyscy posługują się językiem angielskim bez przeszkód. Ludzie na Rodos żyją wolniej niż my w Polsce. Na wszystko mają czas, ale nie mówię, że są leniwi! Podobno krąży taki stereotyp o Grekach, że są leniwi, ale po pierwsze w pracy są pracowici, a po drugie: kto w takich upałach chciałby pracować? :D

Byliśmy zakwaterowani w hotelu La Vita, który należy do sieci hoteli Mitsis w mieście Rodos. Już po przestąpieniu progu hotelu zauważyłam, że jest on piękny i zadbany. Obsługa w recepcji bardzo miła i pomocna, Panie sprzątające pokoje zawsze uśmiechnięte do klienta.

Hotel La Vita znajduje się po prawej stronie.
Idąc do pokoju, bacznie obserwowałam korytarze, a po wstąpieniu do pokoju - nie byłam zawiedziona. Nieduży pokój, schludna łazienka, balkon i boczny widok na morze. Widząc takie widoki, człowiek sam do siebie uśmiecha się w głębi ducha.




Basen w hotelu co prawda nie za duży, ale wystarczający, zważywszy na to, że korzystaliśmy głównie z niego ja z moim narzeczonym. ;)

Po zapoznaniu się z najbliższą okolicą, wieczorem wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. I tak kilka dni upłynęło na głębszym poznawaniu serca Rodos.

Mury obronne Rodos.

Serce Starego Miasta Rodos. Rynek z fontanną.

Ulice pełne straganów i ludzi o godzinie 23/24.

Tajemnicza uliczka, którą miałam przyjemność się przechadzać. :)

Port w Rodos pełen pięknych i zbyt drogich jachtów. :D
Wspaniała architektura i atmosfera towarzysząca oglądaniu takich zabytków jest wprost nie do opisania. Czasem miałam wrażenie, że znajduję się we wcześniejszej epoce. :)

W ciągu dnia, zamiast leżeć na plaży, również wybraliśmy bardziej aktywną formę spędzania czasu i wyszliśmy na spacer. Tym razem poznawać miasto od innej strony.



Kamieniste plaże to dobry masaż dla stóp. :D

Port Mandraki

Grecki domek, który totalnie mnie zauroczył. ;)
Wąskie uliczki i wysokie krawężniki to w Grecji nic dziwnego! Ludzie parkują wszędzie!

 Zachody słońca są tam niebanalne. Oczywiście zdjęcie o zachodzie również pojawiło się w moim albumie. :)

Piękne różowo-niebieskie niebo, niebieskie morze i zarys lądu na horyzoncie. Bajka! ♥
Postanowiliśmy wypożyczyć auto i zwiedzić wyspę na własną rękę. I powiem Wam szczerze, że było warto. Co z tego, że nie mieliśmy przewodnika, za to mieliśmy mnóstwo czasu na podziwianie wspaniałych zatok.


Pierwszy przystanek zrobiliśmy w miejscowości Kallithea, oto i zatoka. :)


Kolejnym przystankiem była plaża Tsampika, choć nas zauroczył niezwykły, mały kościółek, bardziej raczej kapliczka oraz kolejne zatoki i czyta woda. :)







Następny przystanek był bardzo wymagający. Niestety nie znam miejscowości, ale widoki były niesamowite. Aby dotrzeć na tą górę na początek podjeżdżaliśmy pod konkretną górę, a następnie czekało na nas jeszcze 300 schodów. Było warto się męczyć w tym upale! Po wyjściu z samochodu czekała na nas mała niespodzianka! Kózki! :D





Po zejściu z tej góry wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy dalej. Kolejny cel? Lindos! Niestety nie dane było nam obejrzeć akropolu, ponieważ pilnie poszukiwaliśmy apteki, ale kilka zdjęć zostało zrobionych.




Ostatnim celem naszej podróży było Prasonisi. Mekka dla windsurferów i kitesurferów. Miejsce, gdzie łączą się dwa morza: Egejskie ze Śródziemnym. Muszę odwiedzić to miejsce późną jesienią i zobaczyć faktyczne połączenie tych mórz. :)





Poza widokami, urzekła mnie grecka muzyka. Piękne, greckie dźwięki to miód dla moich uszu. Posłuchajcie przynajmniej chwileczkę. :)


Wakacje w Grecji mogę zaliczyć do udanych. Było gorąco, wietrznie, ale cudownie. Widoki powaliły mnie na kolana. Oby więcej takich wycieczek jak ta, bo naprawdę było warto pojechać na wyspę Rodos! :)

Pozdrawiam ciepło, Zdeterminowana.