niedziela, 30 lipca 2017

Wakacje na Gran Canarii

Już tak dawno były te wakacje, że z chęcią wróciłabym do Playa del Ingles. Uwielbiam podróże, zarówno małe i duże, więc jestem żądna takich przygód. Dziś zapraszam Was na fotorelację z pięknej, wulkanicznej Gran Canarii.



Piękne wydmy w Maspalomas, które odwiedziliśmy przedostatniego dnia naszego pobytu, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Góry i doliny, góry i doliny. Czułam się jak na pustyni, tylko temperatura wieczorem nie była tak niska, jak w prawdziwym pustynnym klimacie.

Zawsze co mnie zachwycało w ciepłych krajach to drzewa, a w szczególności palmy. W tym roku mieliśmy nawet kilka przy basenie. Oprócz palm w ciepłych klimatach można się spotkać z różnymi kaktusami, które przestawiają najróżniejsze kształty (niestety jednak brak mi ich zdjęć).


Bardzo lubię kąpiele w morzu, oceanie, ale pod warunkiem, że temperatura wody nie oscyluje w okolicach temperatury naszego Bałtyku. Jednak w tym roku tylko raz do oceanu, a to dlatego, że częściej wybierałam hotelowy basen i wygłupy w nim. ;)



Do Maspalomas można było dojść promenadą, która prowadziła do latarni morskiej, której niestety nie mogliśmy odwiedzić, bo była restaurowana. Jednak ta niedogodność została zrekompensowana przez niezliczone ilości knajpek i restauracji, które serwują wyśmienite desery. ;)


Oprócz najbliższej okolicy, wybraliśmy się na dwa fakultety. Pierwsza nasza podróż zaprowadziła nas do stolicy wyspy Las Palmas de Gran Canaria, lecz po drodze mogliśmy zapoznać się z plantacją aloesu i spróbować jak smakuje prawdziwy sok z aloesu. Oczywiście po drodze do stolicy nie zabrakło punktów widokowych. :)
Zastaliśmy tam piękną plażę, która porównywana jest do brazylijskiej Copacabany, a to pewnie dlatego, że jest ona w kształcie półksiężyca i budynki są praktycznie w pierwszej linii brzegowej.
Potem pojechaliśmy zwiedzać stare miasto, które było bardzo ciekawe. Nawet można tam spotkać Dom Kolumba - dom, w którym spał i kompletował wodę i żywność, kiedy płynął odkrywać nieznane lądy (Amerykę Południową).
Na czwartym zdjęciu możecie zobaczyć parlament kanaryjski. :)






Druga nasza wycieczka odbyła się prawie dookoła wyspy. Zahaczyliśmy miejscowość Moya, w której można było zobaczyć przepiękny kościół. Zatrzymaliśmy się w Firgas, gdzie są mini wodospady i produkują tam jedną z lepszych wód mineralnych na wyspie (spróbowałam tych wód - kilka marek i ta okazała się być najlepsza). Kolejnym przystankiem było Arrucas i wytwórnia rumu (tam również smakowaliśmy rumu oraz likierów). Na koniec kilka punktów widokowych i powrót do hotelu. :)







Nim się spostrzegłam - wakacje minęły. Tydzień to zdecydowanie za mało, aby odpocząć, zobaczyć dane miejsce i jeszcze raz odpocząć. Jedzenie było wspaniałe, pogoda dopisywała, a tęsknota za tym, co było jest jeszcze większe po tym poście. Ach, co to były za wakacje.



wtorek, 25 lipca 2017

Energylandia - dla amatorów ekstremalnych przeżyć

Park rozrywki Enerdylandia w Zatorze w województwie małopolskim został otwarty latem 2014 roku, ale dopiero rok później miałam wielką ochotę tam pojechać. Jednak największe atrakcje miały zostać otwarte dopiero w późniejszych latach, więc od pomysły pojechania tam - odstąpiłam.
Za to w tym roku zdecydowaliśmy się na kilkudniowy wyjazd do Krakowa, z obowiązkową podróżą do Energylandii.


Z Krakowa do Zatoru jest około 50 km i można tam dojechać w mniej więcej godzinę. Byliśmy tam praktycznie równo z otwarciem, czyli o 10:00. Chcieliśmy zamówić bilety przez Internet, bo baliśmy się, że będą mega kolejki, ale okazało się, że jest tam tyle kas, że zakup biletów nie trał długo.
Bilet normalny kosztuje 109 zł i ta cena obejmuje cały park rozrywki - można korzystać ze wszystkiego, z czego tylko mamy ochotę skorzystać.

Atrakcje podzielone są na 4 strefy:

Bajkolandia - tutaj dzieci mogą przenieść się w świat ulubionych bajek i kreskówek. Mogą stać się kierowcami, pilotami, krasnalami, a także zwierzątkami. Tutaj znajdziecie karuzele dla najmłodszych, mini coastery, samoloty, auta i pociągi.

energylandia.pl
energylandia.pl

Strefa familijna
 - atrakcje dla całej rodziny, na części z nich obowiązuje wzrost min. 140 cm. Dostępne są tutaj kolejki, kilka Roller Coasterów (na których, szczerze mówiąc, było mnóstwo frajdy).

energylandia.pl

Strefa ekstremalna
 - jak dla mnie: najlepsze strefa, która dostarcza mnóstwa adrenaliny i potężną dawkę radości. Tutaj spotkamy się z zabawą na najwyższych obrotach. Znajdziemy tu najszybsze i największe Roller Coastery, wahadła itp. Prędkość niektórych dochodzi do 100 km/h, a przeciążenia sięgają aż 5g!

energylandia.pl
energylanda.pl
energylandia.pl

Water Park - jak sama nazwa wskazuje: strefa, w której można zażyć słońca lub odpocząć w cieniu parasola. W Water Parku można znaleźć różne spływy, z którego susi nie wyjdziemy. Więc najlepiej wybrać się tam w ciepły, słoneczny dzień.

energylandia.pl
energylandia.pl
Powiem Wam, że każdy, kto lubi adrenalinę - musi tam pojechać. Naprawdę świetny park rozrywki z dobrym zapleczem gastronomicznym, ponieważ każdy znajdzie coś dla siebie.
Jedynym mankamentem może być fakt, że do niektórych atrakcji są ogromne kolejki, na szczęście nie do wszystkich (i wbrew pozorom, nie do ekstremalnych).

Lubicie takie parki rozrywki czy raczej wolicie inne rodzaje aktywności?


piątek, 21 lipca 2017

Box of happiness, czyli urodzinowa paczka + przepis

Dziś przychodzę do Was z moją paczką szczęścia, którą dostałam na urodziny od Narzeczonego. Nawiasem mówiąc, jest to jeden z najwspanialszych prezentów, jaki dostałam. Uwierzcie mi na słowo, że kiedy odpakowałam - skakałam ze szczęścia! Taka radość we mnie wstąpiła.

Od kilku lat zwracam uwagę na to, co jem i co trafia na mój talerz. Lubię zdrowo jeść i zdrowo wyglądać. Zawsze wiedziałam, że zdrowe rzeczy są dobre dla naszego organizmu, choć czasem ciężko przyzwyczaić się do ich smaku, bo (nie oszukujmy się) smakują po prostu inaczej (ale nie gorzej!).

Co dostałam? Spójrzcie sami:


I z pewnością niektórzy z Was wiedzą, dlaczego wstąpiła we mnie aż taka radość. 
Dostałam:
1. Daktyle suszone (4 x 500 g), które wykorzystam z pewnością do wszelkiego rodzaju fit deserów z e-booków Krzysztofa Domaszewskiego pt. "Fit desery niskokaloryczne" oraz "Fit słodycze". Przepisów jest mnóstwo, więc tylko zaszyć się w kuchni i piec. Dla mnie, słodyczoholika (który teraz jest na detoksie), będzie to wybawienie od kupnych złych słodkości.


2. Ksylitol (1000 g) - co prawda smak ma nieco inny niż cukier, ale kaloryczność zachęca do korzystania z tej lepszej formy słodzenia. W 100 g cukru białego jest 380 kcal, podczas gdy w ksylitolu tylko 240 kcal na 100 g! Rewelacja! :)


3. Sól himalajska (1000 g), która przedstawiana jest jako najzdrowsza, choć w Internecie można spotkać różne opinie na jej temat. Z soli kuchennej zrezygnowałam już dawno. Teraz tylko morska i himalajska, oczywiście w małych ilościach, bo w zasadzie soli używam naprawdę mało.


4. Olej kokosowy nierafinowany (900 ml) - moje zdrowe źródło tłuszczów. Do smażenia, do wypieków, do wszystkiego. Jak dla mnie - uniwersalny. :)


5. Mąka kokosowa (2 x 1000 g) - i wreszcie moje największe okrycie roku. Nigdy nie przypuszczałam, że mąka kokosowa jest tak fantastyczna w smaku i nadaje się do moich fit pancakes. Jestem naprawdę zdziwiona i teraz ta mąka będzie gościć w mojej kuchni bardzo często.


6. Czysty syrop klonowy (250 ml) - do fit pancakes idealny, słodki - ale nie za słodki, wprost idealny, aby jeść go łyżkami! (taki żart :D)



***

A skoro już Wam przedstawiłam moją paczuchę szczęścia, teraz podam Wam przepis na wykorzystanie kilku produktów z powyższych. :)

Fit pancakes:
- 3 łyżki mąki kokosowej
- 1 łyżka mąki pszennej
- 2 jajka
- 1/3 szklanki mleka
- 15-20 g rozpuszczonego masła lub oleju kokosowego
- słodzidło do smaku - u mnie w tym przypadku ok. 1 łyżki cukru trzcinowego nierafinowego
- 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Sposób przygotowania jest bardzo prosty, bo mieszamy wszystkie składniki, wykładamy na rozgrzaną patelnię (u mnie dało rady bez tłuszczu) i smażymy z obu stron ok 1,5-2 minuty. 
Ciasto ma być gęste i nie wylewać się z miski. Jeśli jednak jest zbyt gęste to wlejcie odrobinę mleka, jeśli zbyt rzadkie dodajcie mąki.
Ja podałam pancakes z bananem i syropem klonowym - niebo w gębie! Polecam i życzę smacznego. :)


A Wy używacie mąki kokosowej? Do czego? Podzielcie się przepisami! :))


niedziela, 16 lipca 2017

Ulubione kosmetyki pielęgnacyjne

Dziś przedstawię Wam moje ulubione kosmetyki i produkty drogeryjne, które używam. I muszę Wam przyznać, że nie spodziewałam się aż takiej ilości rzeczy, które są mi przydatne w codziennej (w przypadku części produktów oczywiście rzadziej) pielęgnacji.


1. Hipoalergiczny żel do mycia ciała Cerkopil 250 ml - dedykowany skórze wrażliwej, atopowej, podrażnionej. Jest przyjazny dla mojej skóry (dzięki temu kosmetykowi poschodziły mi dziwne wysypki). Łagodzi, nawilża i oczyszcza skórę. Nie pieni się i dlatego z początku trudno było mi go rozsmarować na całym ciele. Jest bezzapachowy.
2. Balsam do ciała Cerkopil 200 ml - razem z powyższym produktem zdziałał cuda, bo jak już wyżej wspomniałam, wysypki, które uczepiły się mnie - poschodziły. Balsam również jest przeznaczony do skóry wrażliwej, atopowej i podrażnionej. Balsam fajnie się rozsmarowuje, dość szybko się wchłania i nie zostawia tłustych śladów. 
3. Ultra Doux odżywka pielęgnacyjna z olejkiem z awokado i masłem karité Garnier 200 ml - produkt stworzony z myślą o włosach zniszczonych. Moje mają tendencję do przesuszania, jak to na włosy kręcone przystało. Po tej odżywce moja czupryna się nie plączę i nie muszę jej rozczesywać, bo po wyschnięciu nie są skołtunione. Odżywka ma gładką konsystencję i ładnie pachnie.
4. Nawilżający krem do rąk z olejem macadamia BeBeauty 125 ml - krem do rąk przeznaczony do dłoni suchych i normalnych. Nawilża, wygładza i zmiękcza skórę dłoni. Nie tworzy efektu maski na dłoniach, co bardzo mi odpowiada. Cena zawrotna, bo w okolicach 3 zł - to mnie podkusiło do zakupu - i nie zawiodłam się.
5. Dezodorant w aerosolu C-THRU Tender Love 150 ml - świeża kompozycja owocowa-kwiatowa, która daje rześkie uczucie. W dezodorancie mieszają się zapachy gruszki, mandarynki, bergamotki, kombinacja płatków fiołka, jaśminu, kwiatu lotosu, a całość dopełnia baza złożona z piżma, bursztynu i wanilii. Taki opis można znaleźć przy tym produkcie - po przeczytaniu opisu przed powąchaniem produktu, wcale nie zdecydowałabym się na niego, ale zapach jest urzekający.
6. Szampon wzmacniający Power Hair Joanna 200 ml - przeznaczony do włosów słabych, cienkich, wypadających. Moje były w stanie tragicznym, ale nadal używam szamponów, które są przeciw wypadaniu i mają na celu wzmacnianie. Na tapecie mam teraz Joannę. Po szamponie skalp mam czysty, nic nie swędzi, nie denerwuje, więc dla mnie - całkiem dobry. 
7. Phlegeol fur Mama olejek do ciała Babydream 250 ml - i tu Was zaskoczę, bo nie używam go do ciała... a do włosów. Robię sobie raz w tygodniu olejowanie włosów właśnie tym produktem. Nakładam go na godzinę lub dwie i po umyciu włosów są one mięciutkie i nawilżone. Myślę, że o olejowaniu moich włosów stworzę kolejny post :)
8. Pomadka ochronna Clasic 5w1 AA 4,5 g - skierowana do pielęgnacji delikatnej skóry ust. Skutecznie nawilża i daje długotrwałe uczucie komfortu - uwielbiam! Posiada witaminę E, która odżywia i chroni przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych oraz prowitaminę B5, która działa łagodząco.
9. Żel myjący normalizujący na dzień/na noc liście manuka Ziaja 200 ml - podoba mi się opakowanie produktu, bo posiada pompkę - dwa ruchy i żel mam na dłoni. Produkt ten poprawia nawilżenie mojej cery i przy okazji ją oczyszcza. Posiadam z tej serii jeszcze peeling do twarzy i bardzo mi one odpowiadają.
10. Lip Butter Oryginal Nivea 16,7 g - fajnie działa na usta, ale kupiłam go z myślą o podrażnionym nosie po ciągłym wycieraniu w trakcie kataru. Muszę Wam przyznać, że sprawdził się rewelacyjnie. Nawilżył i pielęgnował mój "zużyty" naskórek oraz chronił przed bolesnym ściągnięciem skóry. Teraz używam jako balsam do ust i jestem bardzo zadowolona z tego produktu.
11. Jedwab do włosów BIOSILK 15 ml - jedwab to odżywka regenerująca bez spłukiwania. Używam go jedynie na mokre włosy i to w niewielkich ilościach, aby nie były one zbyt obciążone. 
12. Argan Oil Serum  Greenelixir 20 ml - to kolejny produkt regeneracyjny i nawilżający do moich włosów. Chroni również włosy przed czynnikami zewnętrznymi. Nadaje włosom połysk oraz miękkość. Nie wyobrażam sobie włosów bez niego.
13. Perfum 81 by FM Group 50 ml - jest odpowiednikiem niejakiego DKNY Be delicious, którego nigdy nie próbowałam. Dla mnie idealny kwiaowy zapach - przyciąga świeżością i idealnie sprawdza w wiosenne i letnie dni. 
14. Maska nawilżająca z zieloną glinką Ziaja 7 ml - dedykowana skórze suchej i normalnej. Intensywnie nawilża oraz przyspiesza regenerację mojej cery. W domowym SPA nigdy nie może jej zabraknąć. Zawarta w niej prowitamina B5 aktywnie nawilża i regeneruje skórę, czego (najbardziej w chłodne jesienne i zimowe wieczory) potrzebuję.

Używacie któryś z powyższych produktów? Co moglibyście polecić od siebie? :)


środa, 12 lipca 2017

Moje przedwakacyjne zakupy

Przed moimi wakacjami postanowiłam wybrać się na małe zakupy, co by odświeżyć nieco garderobę. Poszukiwałam sukienek, jednak nic konkretnego nie wpadło mi w moje macki. To, co kupiłam, zaprezentuję Wam poniżej.

1. Bluzeczka w typie hiszpanki, Ecru, New Yorker - w tym sezonie bardzo modny krój, ale zastanawiałam się nad nią długo i jednak uległam, bo jej materiał jest przewiewny, więc nie ma mowy, aby zagotować się w niej.



2. Bluzeczka na ramiączkach, kobalt, New Yorker - wszelkie sznureczki, wiązania, sznurowania są również elementem często przewijającym się w różnych stylizacjach. Sama posiadam co najmniej dwie rzeczy sznurowane w dekolcie. Obok tej bluzeczki nie mogłam przejść obojętnie. Niby zwykła, ale coś w niej było. :)



3. Crop top, blady róż, New Yorker - obok tej pozycji nie przeszłam obojętnie nie tylko ze względu na to, że lubię takie topy, ale cena, która wynosiła 12,95 zł, była tak niska, że aż żal było nie zabrać jej do domu. Idealnie sprawdza się do spódnicy z wysokim stanem.



4. Krótkie spodenki, czarne, Top Secret - szukałam od jakiegoś czasu lekkich, przewiewnych spodenek, żeby nie parzyć dupska w jeansowych. I udało mi się. Wykonane z fajnego materiału, luźne, idealne na wycieczki i co najważniejsze: w gumkę! :)



A Wy co ostatnio kupiliście? :)


niedziela, 9 lipca 2017

Jak rozpoczęła się moja przygoda z hybrydami?

Lakiery hybrydowe zawładnęły światem stylizacji paznokci i mam wrażenie, że szybko ten trend się nie zmieni. Piękny, błyszczący, a przede wszystkim trwały manicure jest chyba marzeniem każdej kobiety. Wreszcie po zmyciu naczyń nie widać białych końcówek - to naprawdę jakaś magia!

źródło: akademiasemilac.pl
Dziś opowiem Wam, jak to było z tymi hybrydami u mnie.

Na początku sceptycznie podchodziłam do tego typu manicure. Co prawda widziałam, że jest on trwały i można z nim chodzić o wiele dłużej, niż ze zwykłym lakierem do paznokci, jednak to nie był dla mnie czynnik, który by mnie przekonał - przynajmniej na początku. W dodatku można było zmywać i hybryda nie schodziła na końcówkach, jak to się działo z klasycznymi lakierami - po prostu marzenie, ale nadal byłam nieprzekonana.

Moje paznokcie zawsze były kruche, łamliwe i jakoś niespecjalnie piękne. Kilka lat temu udałam się do dermatologa i to ona poleciła mi olejek z witaminą A + D3 do wcierania i to uratowało moje paznokcie. Moje paznokcie były wreszcie odżywione, mogłam je zapuścić i w końcu moje dłonie prezentowały się naprawdę dobrze. Obawiałam się, że hybryda może zniszczyć moją płytkę i znowu będę musiała walczyć o moje paznokcie. 

No i stało się. Mój przygoda z manicurem hybrydowym zaczęła się od feralnego zdarzenia (dokładnie po warsztatach z Ewą Chodakowską w Gdańsku, czyli druga połowa stycznia tego roku). Otóż mój długi paznokieć na kciuku pękł w takim miejscu, w którym nie mogłam go obciąć, bo obcięcie go powodowałby naprawdę spory ból. Na pomoc przyszła mi moja przyjaciółka, która zaproponowała utwardzenie paznokcia hybrydą. Tylko tego jednego kciuka, bo nie chciałam na całości. Jednak przekonała mnie i po mniej więcej godzinie miałam na paznokciach wspaniały manicure hybrydowy. 

źródło: semilac.pl
Wybrałam kolor 011 Purple Diamond ze zdobieniem na obu serdecznych palcach. No i to był właśnie ten moment, w którym przepadłam. Zakochałam się, jednak nadal miałam obawy. Po zdjęciu tego koloru, przyjaciółka zaproponowała mi, że zrobi mi ponownie. Jak można się domyślać - tym razem chętniej się zgodziłam. Dzięki temu mój paznokieć przetrwał i można było go obciąć, gdy już urósł do momentu, w którym nic nie bolało. 
Wtedy po miesiącu noszenia hybryd w mojej głowie zaświtało "a może jednak spróbuję?". Zajęło mi to sporo czasu. Cały marzec i połowę kwietnia poświęciłam na czytanie blogów na temat lakierów hybrydowych, jego nakładania, usuwania i co tak naprawdę może zaszkodzić. I tak pod koniec kwietnia zamówiłam zestaw z potrzebnymi narzędziami, i wtedy świat stał się lepszy. <3

Postawiłam na dwie znane marki: NeoNail i Semilac. I oczywiście się nie zawiodłam. Po zdjęciu lakierów hybrydowych moje paznokcie są w dobrej kondycji, tylko po acetonie są one bardzo miękkie. Jednak na drugi dzień wraca im twardość.

Zdjęcie zaraz po zrobieniu manicure hybrydowego :)

Z dwutygodniowym odrostem moje paznokcie prezentują się jak na powyższym zdjęciu :)
Po stosowaniu manikiuru hybrydowego nie wyobrażam sobie innego na moich paznokciach. Nawet moja mama przekonała się do hybryd, a mówiła, że "nigdy w życiu!". :)
Co prawda muszę nabyć więcej wprawy, ale i tak paznokcie wyglądają rewelacyjnie.

Na razie moja kolekcja nie jest duża, bo posiadam tylko 9 lakierów, ale nieustannie będę ją powiększać, aby bawić się kolorami. :)






A Wy, jakie macie doświadczenia z hybrydami? :)