Przede mną ostatnie dni wolnego, wrzesień miał być biegowo-jogowym, ale nie wyszło. Mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy mówię na głos o swoich planach, one po prostu nie wypalają.
Czy słowa głośno wypowiedziane, a raczej napisane, działają wręcz odwrotnie? Nie wiem. I na prawdę nie mam pojęcia, dlaczego dzieje się właśnie w ten sposób. Rozbiegałam się już ponownie, często mój bieg był w typie "slow", czasem trochę szybszy. Biegałam z moim Narzeczonym i było cudownie. Czerpałam niesamowitą radość i satysfakcję z kolejnych kilometrów. Rozciągałam się, a do szpagatu brakowało coraz, coraz mniej. No i ponownie wszystko poszło nie w tym kierunku, w którym miało iść.
Dopadła mnie znowu choroba. Niby zwykłe przeziębienie, ale trzymało długo, bo około tygodnia. W kolejnym tygodniu nie czułam się jeszcze na siłach, żeby wykonać sowity trening, więc ponownie odpuściłam, ale teraz znowu czuję się, jakbym nie była w pełni zdrowa. Czasem męczy mnie ból głowy, czasami złe samopoczucie. Nie wiem, czy jeszcze się nie wyleczyłam, ale nie potrafię dostosować swojego ubioru do pogody. Jednego dnia ubiorę się za grubo, innego za cienko. Co z tego, że jestem ubrana na cebulkę, chyba muszę nauczyć się odczuwać temperatury od nowa. A teraz wszystko mi wychodzi.
Moje odżywianie? Szału nie robiło. W chorobie sięgnęłam po słodycze i tak mi zostało. Co prawda w coraz mniejszych ilościach, ale zostały. Posiłki też nie były mega hiper nieskazitelne, ale wiecie co? Chyba potrzeba było mi takiego totalnego resetu od wszystkiego. Nie od racjonalnego odżywiania, ale od tego myślenia, co zjeść, żeby nie przybyło tu i ówdzie. Przez te kilkanaście dni laby widzę "efekty" na brzuchu, ale szczerze mówiąc.. co z tego? Nie przytyłam 10 kg, nie przybyło po kilka centymetrów w każdym miejscu na ciele. Może nie jest to sensowne, ale stało się i nie mam wyrzutów sumienia, bo wszystko da się naprawić.
W wakacje często miałam wahania mojej motywacji, nie wiem z czego to wynika. Czasem ten sam obrazek potrafił mnie zmotywować, ale kolejnego dnia zdemotywować. Skąd się bierze takie podejście? Na pewno z głowy. Czasem zastanawiam się, po co to wszystko robię, a odpowiedź jest prosta: dla siebie. Dla dobrego samopoczucia, dla zdrowia. Dla niczego innego. No może jeszcze dla mojego Mężczyzny, abym mu się podobała. Poza tym nie obchodzą mnie ogólnie cenione kanony piękna, ale czasem popadam w dołek, który nawiasem mówiąc, sama pod sobą kopię i wychodzą niesympatyczne sytuacje.
No cóż. Przede mną jeszcze szmat życia, wiele błędów do popełnienia, ale jestem zdania, że jeśli coś mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Poza tym ludzi nie ocenia się po tym, ile razy upadają, ale po tym, czy po porażkach potrafią dalej walczyć. A ja walczę, może czasem z wiatrakami, czasem ze sobą i swymi myślami, ale walczę.
Nadchodzi rok akademicki, czas zaplanowany od rana do popołudnia, wszystko będzie bardziej regularne. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, a w zasadzie jestem pewna. Może nawet wrócę do pływania? Kto wie. Nie planuję, bo widzicie, że przeznaczenie i tak w końcu nas dopadnie.
Pozdrawiam, Zdeterminowana.
Ja planuję wrócić do pływania, ale od stycznia, bo do końca roku jestem przygnieciona ilością projektów w pracy :)
OdpowiedzUsuńPływanie jest fantastyczną aktywnością. Pięknie kształtuje całe ciało. ;)
UsuńTego typu potknięcia zdarzają się niemal każdemu. Więc nie martw się będzie dobrze. Życie się nie kończy, świat się nie zawali. Powodzenia na treningach!
OdpowiedzUsuńOtóż to. Taki odpoczynek był dobry dla mnie. Mam nadzieję, że wrócę z podwójną mocą.
UsuńI tak robisz dużo dla swojego zdrowia i ciała :) czeka mnie ostatni rok studiów - ciekawe czy będzie dużo zajęć :)
OdpowiedzUsuńNo mnie czeka przedostatni. ;)
UsuńPlan już mam i nie jest tak źle.
Słodycze to u mnie rzadkość, ale uwielbiam słone przekąski, głównie chipsy i to wieczorem. O dziwo nie wciągam tych zwykłych, ale jestem uzależniona od pieczonych lejsów,albo naczosów. Jadam je raz na kilka tygodni, jednak moim celem jest całkowita rezygnacja. Też przeżyłam ostatnio załamkę. Nie ćwiczyłam przez tydzień, a miałam wrażenie, że moja talia powiększyła się o 100 cm, a nogi wyglądają jak beczułki :D Co do planowania i wypowiadania tego głośno. Mam identycznie, dlatego najpierw wykonuję, a następnie o tym piszę - tak po męsku :)
OdpowiedzUsuńGłośne planowanie odstawiam. ;D
UsuńJa już nie ćwiczę dłużej niż tydzień no i zobaczymy jak z moją kondycją po takiej przerwie. ;)
ja słodycze wszamam jak mam doła... głównie w jesień;p
OdpowiedzUsuńJak mam doła lubię pływać. :D
Usuńteż mam podobnie z tym mówieniem głośno. u mnie to chyba chodzi o to, że czuję wówczas presję. a presja nie działa na mnie motywująco, wręcz przeciwnie. ja w ogóle jestem takim człowiekiem, który nie lubi rywalizacji i czasami woli się poddać, żeby tylko nie walczyć. jakoś tak rezygnacja jest dla mnie łatwiejsza do przyjęcia niż przegrana. dlatego ja raczej nie mówię, jeżeli mam jakieś konkretne plany. nawet nie piszę sobie w tajnym zeszyciku. raczej traktuję to jak "fajnie byłoby zrobić to i to". i jeżeli się uda to super, a jak nie to się nic nie stało. może następnym razem. i nie czuję tej presji, że powinnam. a najlepiej to mi właśnie wychodzi jak coś jest niezaplanowane, przypadkiem, tak samo z siebie. ja chyba nie mogę mieć planów i celów bo więcej z tego szkody niż pożytku. wolę słodką wolność i świadomość, że nic nie muszę, taki luz. wtedy zawsze najlepiej mi idzie. a jak się spinam na sukces i realizację celu to albo zrezygnuję albo mi się nie uda. trochę tak na opak, ale ja zawsze byłam trochę na opak ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda. To jest taka presja. I podobnie jak Ty czasem odpuszczam, bo boję się walczyć albo boję się porażki i rezygnuję.
UsuńMoże idź porób sobie jakieś badania skoro ciągle Cię coś łapie...:/ A co do ubierania to ja słyszałam, że lepiej trochę zmarznąć bo przegrzanie jest jeszcze gorsze, a w jednym programie widziałam, że najwięcej ciepła ucieka przez klatkę piersiową a nie głowę, to zawsze można narzucić jakiś sweterek, luźną kurtkę i na taką pogode powinno być OK. A co do cofania się... tak niestety jest, czasami jak coś chcemy to nam nie wychodzi a jak podchodzimy na luzie i bez spiny to jest wszystko dobrze. WRACAJ DO ZDROWIA !!!:):*
OdpowiedzUsuńJuż ze mną lepiej. Dzięki Olka. ;*
UsuńNo niedługo zacznę działać i wrócę do pływania. Już nie mogę się doczekać. ;)
Mi to wygląda na wyzbycie się kompleksów, wiary w siebie i radości z samego faktu dbania o siebie, wiedzy, że coś robię źle i ograniczaniu tego złego :)
OdpowiedzUsuńI podpisuję się szczególnie pod tym ostatnim akapitem od A do Z: "Nadchodzi rok akademicki, czas zaplanowany od rana do popołudnia, wszystko będzie bardziej regularne. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, a w zasadzie jestem pewna. Może nawet wrócę do pływania? Kto wie. Nie planuję, bo widzicie, że przeznaczenie i tak w końcu nas dopadnie".
Pozdrawiam!
Czuję się dobrze w swoim ciele. I właśnie ta przerwa uświadomiła mi, że niczego nie tracę. ;)
UsuńZabawne, bo wczorajszego wieczora także dopadły mnie takie ponure myśli. Krążyły one wokół niesamowicie błahych spraw typu "jak inne dziewczyny to robią, że tak fajnie się ubierają, mają takie zadbane włosy i cerę, potrafią się zorganizować tak, że na wszystko mają czas" i tym podobne. Podejrzewam, że gdybym zdecydowała się wtedy na oglądanie motywujących obrazków, to w ostatecznym rozrachunku jedynie bardziej by mnie one wkurzyły ;) A zatem nic dziwnego w tym, że każda z nas popada czasem w gorszy nastrój, dodatkowo pogoda za oknem nie pomaga w uśmiechaniu się od ucha do ucha, przynajmniej mi. Zaczynam już tęsknić za ciepłem, tym bardziej, że trochę będę musiała się na nie naczekać.
OdpowiedzUsuńAle głowa do góry! Zły nastrój w końcu minie, najpewniej nawet nie zorientujesz się, kiedy :) A tymczasem wrzuć na luz i odpoczywaj :)
Dzięki za wsparcie. ;)
UsuńWraz z rokiem akademickim zaczynam działać, bo faktycznie teraz odpoczęłam porządnie. ;)
Jak sobie pomyślę, że już w czwartek mam jechać na uczelnię... Ale będzie to miła odmiana od wakacji, mimo że przede mną ostatni semestr inżyniera i pisanie pracy :) Już się cieszę na myśl o kupowaniu zeszytów (ja z tych, co lubią mieć piękne notatki) i czytanie książki w autobusie :D
UsuńNo ja w poniedziałek zaczynam dniem adaptacyjnym, bo zaczynam II stopień. ;))
UsuńMuszę też jakiś zeszyt sobie kupić, a notatki to ja robię na laptopie. ;))
Nikt nie jest idealny, taka jest prawda :)
OdpowiedzUsuńŻycie z ideałami byłoby nudne. ;)
UsuńZdrówka życzę Ci kochana! :) Mam nadzieję, że uda Ci się zmienić swoje plany - zarówno dotyczące jedzenie czy też sportu. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńhttp://okiem-kobiety-na-swiat.blogspot.com/
Dziękuję. ;)
UsuńUda się, uda. W końcu zaczyna się zaplanowany okres. ;)
No cóż nie ma się co poddawać Kochana, tylko wracać do zdrowia i formy :* a co do planowania- jak nie wychodzi to nie mówić na głos i już :D
OdpowiedzUsuńNo już doszłam do takiego samego wniosku. :D Wracam już powoli i z podwójną mocą. ;)
Usuńmasz podobny stosunek do odżywiania i sportu co ja, tzn uprawiam sport jakiś czas a potem przerwa, ne odmawiam sobie wszystkiego w imię przesadnej szczupłej sylwetki, według mnie to jest zdrowe podejście do życia
OdpowiedzUsuńWażne, żeby akceptować siebie i nie popadać w paranoję. ;)
UsuńKażdemu się zdarza, mi często przeziębienie psuje plany :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że odporność mi wróci. ;)
UsuńTeż ostatnio brakowało mi motywacji, ale akurat jak w weekend sobie trochę odpuściłam to miałam wyrzuty sumienia przez jakiś czas, ale teraz po prostu chce zabrać się znowu do roboty :) jak napisałaś wszystko da się naprawić, najważniejsze się nie poddawać!:) Zdrowia życzę i pokładów dobrej energii!:)
OdpowiedzUsuńEnergia do mnie wraca, na szczęście! ;)
UsuńMam nadzieję, że i odporność wróci także.
Nie wiem czemu nie wyświetlił mi się ostatni komentarz :((
OdpowiedzUsuńwięc napiszę to jeszcze raz :D Też się nie poddam ;)
UsuńKażdy z nas ma słabsze i gorsze momenty, ważne żeby umieć się po nich pozbierać i ruszyć do działania. I nie sylwetka fitbikini jest wyznacznikiem sukcesu, a to czy lubimy siebie. Czytając Twoją notkę odnoszę wrażenie, że Ty siebie lubisz, akceptujesz i szanujesz.
Cieszę się, że mam wsparcie w Tobie i innych blogerach. Cieszę się, że jesteście, bo niejednokrotnie podnosicie na duchu. ;*
Usuńu mnie też wiele planów spaliło na panewce :( w niedzielę miałam startować w zawodach ale rozchorowałam się i niestety nie dam rady! życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńTobie również życzę powodzenia. Damy radę!
Usuńmam tak samo, dopóki o czymś nie mówię, to jakoś leci, a kiedy się pochwalę to wszystko sie sypie, chęci uciekają. może lepiej wspominać dopiero po fakcie?
OdpowiedzUsuńJuż chyba nie będę planować na miesiąc. ;)
UsuńMoje postanowienia noworoczne jakoś się trzymają, są to cele długoterminowe i faktycznie wykonuję je. Może pod koniec roku okaże się, że nie wszystkie, ale na pewno większość. ;)
witam w gronie! sama teraz choruję, a naprawdę chcę juz zacząć znów ćwiczyć, bo nie było mnie przez tydzień w PL i tyle śmieciowego jedzenia zjadłam, a słodycze...nawet wspominać nie chcę :( i sama nie wiem, po co były te starania, jeżeli i tak wszystkie zrzucone kg wróciły w ciągu jednego tygodnia. ale nie poddam się! A Ty razem ze mną!
OdpowiedzUsuńTeraz mamy kolejne 9 miesięcy, żeby wziąć się do roboty i pracować na swoją sylwetkę, także głowa do góry, jestem z Tobą! ;) Działamy razem, nie w pojedynkę. :)
UsuńZ psychologicznego punktu widzenia słowo pisane jest trwalsze, ale pod warunkiem, że jest napisane konkretnie ;) W sensie " będę ćwiczyć" dla mózgu nie wystarczy :P Musisz bardziej napisać mu konkrety np.: będę biegać trzy razy w tygodniu a każdego wieczoru 10 minut uprawiać jogę. Wtedy jest o wiele większa szansa na realizację tego zamiaru :) Może ta rada przyda Ci się przy planowaniu ćwiczeń w tym nadchodzącym roku akademickim :)
OdpowiedzUsuńU mnie chyba sprawdza się najpierw zrobienie, a później mówienie o tym. :D
UsuńTego będę się trzymać. Ale dziękuję za rady! :*
Powodzenia! ;)
OdpowiedzUsuńU mnie też ostatnie 2 lata nie wyglądają jak sobie zaplanuję. Tylko coś napiszę a potem bach! noga w gipsie, bach - operacja, bach - choroba :D I tak w kółko.
Chyba czasem bywa tak, że ogłaszając swoje plany, czujemy niepotrzebne zobowiązanie... sama nie wiem, jak to wyjaśnić ; ) ale wiem, o co chodzi - czasem wolę po cichu coś sama sobie postanowić i mieć świadomość, że to tylko moje plany, robię to dla siebie i nikomu nic do tego;)
OdpowiedzUsuńZe słodyczami mam ten sam problem... Są okresy, gdy się odzwyczaję i wcale ich nie potrzebuję... ale wystarczy zjeść jeden deser, a cukrowy nałóg znów daje o sobie znać.. Ja postanowiłam sobie nie odmawiać drobnych smakołyków - dopóki oczywiście nie zacznie się to negatywnie odbijać na mojej wadze itd. Też stwierdziłam, że nie ma co wywierać presji - wszystko z umiarem! :)
Nie cierpię tego, gdy przychodzi choroba i wybija człowieka z rytmu.
OdpowiedzUsuń